wtorek, 2 czerwca 2009

Weekend w piekle


Pionek na e4. Pionek na e5.
Pod szklaną kopułą Kryształowego Pałacu swobodnie unosił się wielki wypchany miś panda.
Czy mówiłam już, że nie rozumiem sztuki współczesnej?
Madryt jest bardzo gorący o tej porze roku. Gorący i ogromny. Szczelnie zamknięty wysokimi budynkami Plaza Mayor przypomina olbrzymią skwierczącą patelnię. Zapuszczają się na nią wyłącznie szaleni turyści; doświadczeni kolekcjonerzy monet i filateliści przezornie trzymają się chłodnych podcieni i oaz knajp. Podobno rok w Madrycie dzieli się na trzy miesiące zimy (invierno) i dziewięć miesięcy piekła (inferno). Wszystko wskazuje na to, że sezon piekła już się rozpoczął.
Wymyśliliśmy sobie, że zobaczymy Lucyfera.
Skoczek na f3, skoczek na c6.
Przy ulicy Alcala, na chodniku, łysy mężczyzna w białym garniturze i czarnych butach przyklęknął przy klapie od kanalizacji. Klapa była kwadratowa, żelazo wytrawiono w regularną kratkę. Łysy mężczyzna wyjął z kieszeni szachowe figurki, sprawnie rozstawił je na klapie, bez wahania wykonał kilka ruchów.
Goniec na b5.
Wszystkie figury były czarne. Młody chłopak z wielkim aparatem prawie położył się na chodniku koło mężczyzny i zrobił mu kilka zdjęć.
- On jest szachistą - powiedział z zakłopotaniem. - Rozgrywa partię hiszpańską, słynne otwarcie wymyślone przez XVI-wiecznego madryckiego księdza.
- Aha. Ale czemu gra na chodniku?
Łysy szachista, nie podnosząc głowy, zajrzał na czarną kartkę i poprawił coś na klapie od kanalizacji.
- To artysta. Przechodził tędy kiedyś i zobaczył, że ta płyta jest podzielona osiem na osiem, jak szachownica, całkiem przypadkiem - nieśmiało tłumaczył fotograf. - Do tego nazwa ulicy i ten budynek...To bardzo symboliczne.
- Aha. Ale czemu gra tylko czarnymi?
- To bardzo symboliczne - powiedział młody fotograf. - I wcale mu nie przeszkadza, że są tylko czarne.
Na klapie od kanalizacji czarny goniec groził właśnie czarnemu skoczkowi, który z kolei bronił czarnego pionka atakowanego przez innego czarnego skoczka. Łysy szachista w skupieniu analizował sytuację. Być może myślał o roszadzie.
- Więc to taki performance, tak? Nowoczesna sztuka?
- Coś w tym stylu - na dobre zawstydził się fotograf. - To bardzo symboliczne...
Mocne słońce lśniło w łysinie szachisty, dłoń zawisła nad klapą od kanalizacji. Wyraźnie się wahał: wycofać się, czy wymienić czarnego gońca na czarnego skoczka...?
Ruszyliśmy w dół ulicy, minęliśmy fontannę Cibeles i zagłębiliśmy się w Park Retiro. W cieniu drzew było nieco chłodniej. Japońscy turyści fotografowali się z nowoczesnymi rzeźbami. Ktoś, skryty wśród listowia, grał na tybetańskich trombitach. Diabelskie twarze pod pomnikiem Upadłego Anioła wypluwały z siebie strumienie zimnej wody. Lucyfer wrzeszczał coś w oślepiająco błękitne niebo i osłaniał oczy przed trudnym do zniesienia blaskiem słońca. 
A pod szklaną kopułą Kryształowego Pałacu, w towarzystwie pluszowego burego szczura wielkości człowieka, fruwał olbrzymi, wypchany miś panda.
Czy mówiłam już, że nie rozumiem sztuki współczesnej?
Szach i mat.

4 komentarze:

Anonimowy pisze...

Hejka, udalo Wam sie wyskoczyc na corride?
P.

(KK) pisze...

O corridzie też będzie :)

Anonimowy pisze...

To bardzo symboliczne...

;) Ech Katarzyno, jeszcze troche, a z notorycznego ogladacza zdjec, zrobi sie ze mnie notoryczny czytelnik ;) I to bedzie Twoja wina ;)

Piotr

(KK) pisze...

Z przyjemnością biorę na siebie całą winę. Symbolicznie, oczywiście ;)