wtorek, 16 czerwca 2009

Z przygód hiszpańskiej gospodyni domowej (2). Zwierzęta domowe


W ogóle się nie dziwię, że zaraza, która na początku XX wieku wybiła trzy czwarte ludności Europy nazywała się hiszpanka. A-ni-tro-chę.
Pierwszego świerszcza znalazłam na klatce schodowej. Leżał rozdeptany na schodach, tuż przy wyjściu i kiedy wracałam już go nie było. Drugi, przed gwałtowną śmiercią, zdążył przebiec pół naszego przedpokoju. Nie, nie przeskoczyć. P r z e b i e c. I to powinno było wzbudzić moje podejrzenia. Ale, powiedzmy to sobie, wolałam nie być podejrzliwa. Świerszcz to świerszcz. Cykada. Szarańcze są duże.
Trzecia szarańcza siedziała na suszarce do naczyń, była długości długopisu i na pewno miała prawe oko. Wiem, bo właśnie tym okiem na mnie patrzyła. Możliwe, że miała też inne elementy, ale za to nie ręczę. W każdym razie, uciekając, schowała się w silniku pralki, skąd została - oczywiście, nie przeze mnie - wyproszona siłą i ostatecznie.
Zasięgnęliśmy porady u Victorii. Victoria dobrotliwie się roześmiała.
- Żadna szarańcza - powiedziała. - To la cucaracha. Odmiana amerykańska, one są takie wielkie. Paskudne, ale niegroźne. Przychodzą pić wodę. Włażą rurami, albo wlatują przez okna, czasem można rozdeptać na ulicy jak spadnie z drzewa. Kupcie sobie pułapki, porozstawiajcie po kątach, są też takie specjalne odstraszacze, zaraz wam narysuję...
I tak dowiedzieliśmy się, że na siódmym piętrze grasują karaluchy. Długości długopisu. L a t a j ą c e.
Ultradźwiękowy odstraszacz szczurów i karaluchów - plastikowe pudełko z mrugającą żaróweczką, bez baterii w zestawie - kosztował 19 euro. Kolejnego świerszcza znaleźliśmy dwa metry od niego. Pił sobie spokojnie wodę i nie wyglądał na specjalnie odstraszonego. Esteban poradził, żebyśmy sprawdzili, czy mamy szczelne rury i zatykali na noc odpływy wody w kranach. Sprawdziliśmy i pozatykaliśmy. Przy okazji odkryliśmy podejrzane szpary w okapie kuchennym. Je też uszczelniliśmy.
Następny świerszcz wystawał do połowy zza szafki kuchennej i radośnie machał do mnie swym długim wąsem...
Obecnie nasza kuchnia jest obklejona kilkoma metrami samoprzylepnej taśmy a la MacGyver, która zasłania zbędne odpływy wody, uszczelnia szpary w okapie i solidnie spaja meble z kafelkami na ścianach. W rogach tkwią pułapki, a w sypialni rytmicznie pulsuje ultradźwiękowy odstraszacz. Jest cisza, spokój. Od kilku tygodni nie widzieliśmy żadnego świerszcza. Widocznie poszły szukać bardziej przyjaznego wodopoju.
Za to teraz mamy mrówki.

4 komentarze:

Anonimowy pisze...

Co kraj to obyczaj, co kraina to zwierzyna ;) Na wyspach walczy sie z plesnia, ktora zre wszystko bez wyjatku i slug-ami, czyli bezdomnymi slimakopodobnymi gadzinami, ktore potrafia wlazic przez okno i wpakowac sie do czajnika. Ugotowanie nie sa juz takie grozne...
P.

(KK) pisze...

Nawet nie wiesz jak się cieszę, że nasz czajnik ma siatkę zabezpieczającą... :)

Meaghan pisze...

a to zdjęcie to z photoshopa, czy tak naprawdę? aż ciarki przechodzą;)
poproszę też o zdjęcia pozalepianej kuchni;)
uściski
gosia

(KK) pisze...

Zdjęcie naprawdę - niedawno w Cartagenie był festiwal graffiti i teraz, chodząc po mieście, co chwila spotyka się jego efekty ;)