poniedziałek, 6 lipca 2009

Czytajac Hemingwaya w Pampelunie



"W poludnie w niedziele szostego lipca wybuchla fiesta. Niepodobna nazwac tego inaczej"
Ernest Hemingway "Slonce tez wschodzi"

W poludnie w poniedzialek szostego lipca wybuchla fiesta. I naprawde niepodobna nazwac tego inaczej. Poza tym, ze w tym roku szosty lipca wypadl w poniedzialek, Papa mial racje co do kazdego jednego slowa.


Najpierw zgromadzili sie ludzie. Naplywali wszystkimi ulicami juz od rana: w bialych spodniach i koszulkach, z czerwonymi szalikami przewiazanymi w pasie zatrzymywali sie wylacznie przy sklepach z alkoholem. Biel klula w oczy, gdy na chodnikach trwalo wielkie przelewanie wina do buklakow, plastikowych butelek i kilkulitrowych baniakow. A potem, dokladnie o 12, z ratusza wystrzelila w niebo raca i naraz w y b u c h l a fiesta. Nagle, w jednej sekundzie, cala biel stala sie rozowa od rozlanego wina, slodka od tryskajacego szampana, a ulica zamienila sie w lepki potok. Nagle wszedzie lezalo szklo. Nagle wszedzie grala muzyka, ludzie rzucali sie sobie na szyje i pili, a z balkonow i okien wprost w tlum lano kubly wody, ktore nie byly w stanie schlodzic rozgrzanych glow.

Fiesta San Fermin 2009 w Pampelunie wlasnie wybuchla.



1 komentarz:

Espresso pisze...

Oni potrafią świętować!
Szczęśliwy naród :D
Coś wspaniałego.