wtorek, 15 grudnia 2009

Dwadzieścia stopni wewnątrz


- Można zwiedzać! Można wejść do środka!
Jaskiniowiec był niziutki i krzepki, miał twarz wygarbowaną suchym wiatrem, a na widok wielkiego aparatu zakrzyknął na zachętę: - Można! Można fotografować!

W jego jaskini było bielutko, czyściutko i uroczo jak w cepelii. Przy wejściu stał dyskretnie wielki gliniany talerz z kilkoma monetami. Obejrzeliśmy pokoik. Obejrzeliśmy kuchnię. Obejrzeliśmy salon z nowiutkim elektrycznym kominkiem. Zajrzeliśmy do sypialni. Gospodarz przyglądał się nam z zadowoloną miną. Być może była to duma (nasz przewodnik informował: "mieszkańcy z dumą pokazują turystom swoje jaskinie").
 - Piękne miejsce. Ktoś tu nadal mieszka?
Gospodarz jaskini zakołysał się na piętach i zaraz stało się jasne, że nie po raz pierwszy jest zwiedzany.
- Mam 64 lata, żonę, dwóch synów i czwórkę wnucząt: trzech chłopców i dziewczynkę - wyrecytował na jednym wydechu. - Mamy w okolicy jeszcze jedną jaskinię. Drugą. Tam gotujemy, a tu przychodzimy spać. Tu nie gotujemy. Temperatura przez cały rok utrzymuje się na poziomie 18-20 stopni.


Ale to już wiedzieliśmy. Miła pani w jaskini-muzeum powiedziała nam, zanim zdążyliśmy zapytać.
- Guadix liczy 20 tys. ludzi, z czego prawie jedna czwarta mieszka w jaskiniach. Niektóre z nich to luksusowe rezydencje, z wodą, prądem, gazem, internetem i wszelkimi wygodami. Temperatura wewnątrz przez cały rok utrzymuje się na poziomie 18-20 stopni...

Ścieżka prowadziła na wzgórek. A właściwie na dach, bo wprost z ziemi wyrastał tu biały komin. Ze szczytów sąsiednich pagórów sterczały anteny telewizyjne. Wokół, jak okiem sięgnąć, w pofalowanym gruncie tkwiły bielone frontony i dobudówki. Młody jaskiniowiec, który ze swoją komórką przysiadł między kominami, obrzucił nas obojętnym spojrzeniem. Może stukał smsa do dziewczyny, może w coś grał, ale wyraźnie za ciasno było mu na to w jaskini.


Między kominami wiły się ścieżki, więc poszliśmy na spacer - po wzgórzach, po dachach. Ujadały psy, różnokolorowe koty przyglądały nam się z wysokości śmietników do segregacji. Suszyło się pranie. Przed niektórymi jaskiniami parkowały nowe samochody, gdzie indziej kłębiły się zwoje pordzewiałego drutu, skorodowane garnki bez dna i krzesła bez siedzeń. Jaskinie Guadixu zawsze były schronieniem dla tych, których nie stać było na budowę domu: prześladowanych Morysków, XIX-wiecznych osadników, robotników z lat 50., Cyganów i wagabundów wszystkich epok. Były suche i ciepłe, bo, w przeciwieństwie do naszego mieszkania na Siódmym Piętrze, temperatura wewnątrz od setek lat utrzymywała się na poziomie 18-20 stopni.

6 komentarzy:

Mishka pisze...

Fantastyczne! A u Was podobno nastała straszna pora zimna bez kaloryferów? Współczuję...

(KK) pisze...

Wczoraj było cztery stopnie i mały potop. A my, biedaki, bez centralnego, z pojedynczymi nieszczelnymi oknami...

maya pisze...

fantastyczne te jaskinie: energooszczedne i sasiedzi nie zagladaja przez okno :-)

Zadora pisze...

jaskiniowa cepelia :)

(KK) pisze...

--> maya: zwłaszcza w porównaniu do naszego obecnego mieszkania i to w obu aspektach ;)

Espresso pisze...

Niesamowite miejsce :)