Owszem, toczą się rozmowy. Ale niestety nic z nich nie rozumiem, bo toczą się po katalońsku. To znaczy...
- ... ... waży ... duża ...?
- Jeden i ...
- ... duża. ... druga?
- Jeden i ...
- Zgoda.
- ... ...morzem i on...
- ... Hahaha.
- Łup! Hahaha. Łup!
I niemłoda przekupka, z okiem obrysowanym niebieską kreską, z impetem odcina łeb mojemu największemu rybiemu koszmarowi, obślizgłemu, galaretowatemu el rape z paszczą najeżoną kiełkami zębów. Na polski el rape tłumaczy się jako żabnica lub raszpla, w co mogę uwierzyć natychmiast, albo anioł morski, w co nie uwierzę za nic. Łup! Wielki tasak rozłupuje raszpli czaszkę wzdłuż. Łup! Wali wszerz, wyłupując oko. Sprytne nacięcie i zręczne palce zdejmują obślizgłą skórę morskiego anioła jak rękawiczkę. Ość, kręgosłup, ogon, płetwa... Spektakl, od którego trudno się oderwać.
- ... ... chce?
- Nie.
- ... ... euro. Proszę, królowo. ... I do zobaczenia!
Więc królowa zabiera oprawioną raszplę, jakieś porąbane kości, jakieś woreczki z ikrą wyjęte gdzieś ze środka, uśmiecha się serdecznie i idzie uwarzyć z tego potrawę, o której nie mam pojęcia. Przekupka zgarnia resztki z wysłużonej deski do krojenia, ostrzy tasak i zwraca się do następnego klienta. Następnym klientem jestem ja i, no cóż, po mnie od razu widać, że nie jestem żadną królową. Z miejsca wiadomo, że żadne raszple, żadne wnętrzności... Ja jestem, co najwyżej, nena.
- A zatem co dla ciebie, nena?
- Dwie te, o te. Z tych.
- Aha. Bardzo są dobre. Czy pakować ci głowy...?
16 komentarzy:
Ogoncze :)
Slyszalem ze podczas ostatniego wywiadu Steev Irwin przyznal ze kocha krokodyle - ale to plaszczka ppzostanie na zawsze w jego sercu.
A lby mniam - trzeba zagotowac z warzyeami i uzyc do podlewania ryzu przy robiemiu paelli. Ale tego raczej chyba nie powinienem pisac u Ciebie ;)
Pisz, pisz, ja mam moralny problem z gotowaniem tego, co ma oczy ;)
Pulpo del la plata - proszę z dostawą do domu :) Uwielbiam i smak i konsystencję. (taka przyjemnie żelkowa)
Nie wiem czy pisownai prawidłowa...bo ze słuchu
Ha! A pulpo było na promocji! Ale instrukcja obsługi mnie przerosła: to się najpierw gotuje milion godzin, potem cedzi, potem znów gotuje, kroi te macki... No i w stanie surowym ma takie "oko" na środku... Właściwie to oko mnie najbardziej przekonało, że jednak jeszcze nie jestem gotowa na pulp-ety :)
Sam zrobić nie potrafię choć można w Polsce dostać coś pulpo-podobnego mrożonego/surowego. Ale od czego mamy korespondenta w Katalonii? :) Jak uporasz sią z instrukcją obsługi to chętnie poczytam, jak sobie radzić, żeby było zjadliwe we własnym wykonaniu. ;)
Greg, tylko skad potem wezniemy swiezego oktopoda ;[\]
Z tego mrożonego zrobimy. Nie ma co wybrzydzać :) a spróbować warto
Najyżej wyjdzie tylko...ciekawie :)
Dorosnę do tego zadania ;)
Nie mamy z Abim wątpliwości :)
O rany... To jest jakby obrzydliwe... Moja przygoda z paellą na Finisterra skończyła się zmianą zamówienia. Nie mogłam zjeść dania, które na mnie patrzyło i chrupało pod łyżką...
Wolę churros z czekoladą :) I pewnie dlatego wyglądam jak wyglądam :)))
I co z tą szczurzą niedzielą? Była w planie atrakcji? :)
ach! cudowny blog!
pozdrawiam
--> Zadora: jest! odliczam dni i szukam maski.
--> Mishka: ależ...! I zostańmy przy wersji, że czekolada ma magnez, churrosy są zdrowe, a dieta śródziemnomorska nie tuczy. Ani dudu ;)
--> Doro: się kłaniam :) no i chlebem i solą...
Trafiłam tu przez przypadek i wsiąkłam. Przeczytałam cały blog. Jest dla mnie namiastką Hiszpanii, za którą tęsknię. Byle do lata...Pozdrawiam.
Prześlij komentarz