sobota, 24 kwietnia 2010

Notatki na Sant Jordi

Więc ostatecznie była giełda kwiatowa, targi książki, deszcz, walentynki, dzień kultury katalońskiej, festiwal solidarności z wykluczonymi i msza śpiewana, a wieczorem pod naszymi oknami hasał smok. Przy okazji odbyło się jeszcze kilka agitacji politycznych (bo w Katalonii będą niedługo wybory) oraz dwie manifestacje anarchistyczne. Wszystko na żywo filmowała telewizja. Więc to nie jest łatwe święto, ten cały Sant Jordi, oj, nie jest.

Sant Jordi to Święty Jerzy, ten od smoka. Św. Jerzy był wprawdzie z Kapadocji, ale mieszkańcy katalońskiego Montblanc chętnie pokażą wam łączkę, gdzie smok został ubity oraz krzak róży, który wyrósł z jego krwi. Przy okazji dowiecie się pewnie, że smok pożerał dobrane drogą losowania dziewice, a Jerzy uratował wylosowaną księżniczkę, co wprawdzie kiedyś się już w literaturze odbyło, ale czyż jest coś, czego jeszcze w literaturze nie było? Wszystko było. Lećmy więc dalej. Mamy smoka, mamy księżniczkę i różę, stąd już całkiem niedaleko do dnia zakochanych. I w ten sposób dochodzimy do giełdy kwiatów. Uff. Przerwa.



Róża na Sant Jordi składa się z kłosa, señery oraz róży właściwej. Róża symbolizuje miłość, kłos płodność, a señera to bandera Katalonii (oraz Aragonii, ale nie mąćmy). Święty Jerzy zdążył bowiem w międzyczasie zostać opiekunem rycerstwa, szczególnie ulubionym przez szlachtę katalońską i patronem Katalonii. W ten pokrętny sposób dochodzimy do dni kultury, agitacji i spotkań polityków. Uff. Przerwa na smoka.

Dziewczynki dostają więc na Sant Jordi różę, chłopcom w zamian należy się książka. Książka wzięła się stąd, że 23 kwietnia - czyli dokładnie wtedy, kiedy smok - umarł Cervantes oraz Szekspir (aczkolwiek ten ostatni jedynie według kalendarza juliańskiego, ale, powtarzam, nie mąćmy). Tropem Katalończyków poszło UNESCO ogłaszając ten dzień Międzynarodowym Dniem Książki. I stąd mieliśmy uliczne targi. Amen.

W kontekście hasającego pod oknem smoka można by tu jeszcze przywołać Frazera, rytuały przejścia, symboliczne uśmiercanie zimy i narodziny nowego życia (kłos!). Ale... Naprawdę, nie mąćmy.

Natomiast, niestety, deszczu i anarchistów w ogóle nie podejmuję się tłumaczyć.


3 komentarze:

marcinsen pisze...

"Natomiast, niestety, deszczu i anarchistów w ogóle nie podejmuję się tłumaczyć."

A dlaczego nie?;)

(KK) pisze...

Żywiołów się nie tłumaczy ;)

Anonimowy pisze...

;)