poniedziałek, 15 listopada 2010

Tako rzecze Muntaner



Manuskrypt ms. 1803 ma okładkę jak wszystkie zniszczone biblioteczne książki: gruby, czarno-szary melanż, jak nagrobek z lastriko. Grzbiet spięto brązową obejmą (może obejma jest skórzana, trudno to stwierdzić). Szary melanż jest wytarty na brzegach, ktoś wydziobał w nim dziury, dolny róg  zagięto. Dalej jest papierowa wyklejka, długi spis treści i wreszcie - zaczyna się! Wielki czerwony inicjał wpisany w fioletowy kwadrat: Lo prolech qu·en R. Muntaner feu.

Chciałam sprawdzić, jaki ma charakter pisma (bazgrze, choć nie kreśli, wiem to na pewno). Ale to - oczywiście - niemożliwe. Te staranne, wyraźne litery, te energiczne kreski i płynne łuki z manuskryptu ms. 1803 z Biblioteki Narodowej w Madrycie nie są przecież jego. Stare kartki pisane na patio w Xiluelli spłonęły dawno temu, bo choć Hiszpania jest (to jedyne, co wiem na pewno o Hiszpanii) krajem, gdzie przeszłość trwa, niezależnie od teraźniejszości, rękopisy mają to do siebie, że płoną najszybciej.



Sześćdziesiąt lat. Trzydzieści dwie bitwy na lądzie i morzu, więzienia i prześladowania, oblężenia, plądrowanie miast i zdrady, zwycięstwa i klęski. Almogawarzy w szyku, wojsko straszne i piękne, ostrzami krzeszą iskry z kamieni. Despierta ferro! Zbudź się, żelazo! Zbudź się, synu, wstań, przepasz biodra, wierszówka obiecana, pisz, bo przyjemnością Boga jest, aby było opisane...

Cudem pierwszym, rzecze cynik Muntaner, cudem pierwszym, pisze maczając pióro w ironii, było narodzenie En Jaime Zdobywcy, najszlachetniejszego króla spośród wszystkich władców świata. A z tym narodzeniem było tak.

Prawdą jest, rzecze Muntaner, iż król Pedro wziął za żonę Marię z Montpellier, najcnotliwszą spośród wszystkich panien, z powodów czysto materialnych. Chadzał zaś do innych. Co martwiło szlachtę z Montpellier, najszlachetniejszą ze szlacht. Bóg jednak w swej łaskawości sprawił cud, rzecze Muntaner, cud narodzenia En Jaime, najszlachetniejszego, najcnotliwszego, najwspanialszego, najwaleczniejszego, że lepszego nie było i nie będzie, za co dzięki Mu niech będą, i Najświętszej Panience, alleluja, Deo gracias, amen. Więc. Cud. Despierta ferro, budzi się żelazo, Muntaner pisze: było tak. Najszlachetniejsza szlachta z Montpellier dogaduje się z zaufanym rycerzem króla-ojca. - Kawalerze - mówią mu. - Nasza pani cnotliwa, twój król sypia z inną, potomka nie ma, ojczyzna w niebezpieczeństwie. Zwab króla na schadzkę do komnaty, my zaś tam po ciemku podłożymy naszą panią. A żeby wszystko było szlachetnie i pięknie, pójdziemy całym korowodem, weźmiemy dwanaście naszych najcnotliszych pań i dwanaście panienek, dwunastu konsulów, dwunastu najszlachetniejszych rycerzy i dwunastu najwyższych rodem panów z Montpellier i z baronii. No i biskupiego klerka, i dwóch kanoników, i czterech najpobożniejszych spośród nas. I zaczekamy pod drzwiami. A każdy z nas będzie miał w ręce świeczkę, ale zakrytą i rankiem wejdziemy do komnaty i oświetlimy łoże, i pokażemy królowi z kim legł, no powiedz, panie kawalerze, czy nie jest to wspaniały pomysł?

- Wspaniały - rzecze Muntaner ustami zaufanego rycerza króla, co za zdrajca, taki podły numer. - I godzę się na niego, ale tylko pod warunkiem, że przez cały tydzień w kościołach będą odprawiane msze w intencji Najświętszej Panienki i Siedmiu Radości, jakie dał jej Jej Syn.
Zatem zgoda. Lud modli się i pości, najcnotliwsze panienki gotują świeczki i sukienki, najszlachetniejsi panowie prasują najlepsze garnitury, aż wreszcie nadchodzi ten dzień, rycerz kłamie królowi, król wchodzi do ciemnej komnaty, po omacku zabiera się do rzeczy, nieświadom że za drzwiami, noc całą w pokorze, z osłoniętymi świecami w dłoniach, klęczy dwudziestu czterech szlachciców wysokiego rodu, dwanaście najcnotliwszych pań i dwanaście panienek, biskupi klerk i dwóch kanoników... Muntaner pisze i śmieje się w kułak, ociera załzawione oko, ależ cud zgotował ojcu swego władcy!

Ale to jeszcze nie koniec. Oto nadchodzi ranek, król w pieleszach, drzwi otwierają się bez pukania,  królowa naciąga prześcieradło pod sam nos, a oni wchodzą ze światłem, baronowie i konsulowie, i rycerze, i panie, i panienki, i klerk, i kanonicy; przedobrzyłeś Muntaner, jak oni mieszczą się w tej komnacie!, i padają na kolana, i pokazują królowi królową: przebacz nam, przebacz, Bóg, honor, potomek, ojczyzna! A król odkłada miecz, dobrze, już dobrze, niech wam będzie, oby was wysłuchał i spadajcie stąd.

Bóg zaś, który jest wielki i szlachetny, wysłuchał, i po tych wszystkich mecyjach, dziewięć miesięcy potem, urodził się En Jaime, władca, jakiego nie widział świat! I taki był cud pierwszy, rzecze Muntaner (jego jest puenta), pierwszy z wielu, a opisałem go, choć nie chciałem, w Xiluelli, w ogrodach Walencji, w wieku 60 lat, bo notabl w bieli obiecał mi i moim dzieciom solidną wierszówkę, a jak wam się nie podoba, to pretensje ku górze, zresztą bez bluźnierstw, jak mógłby nie podobać się wam Jego cud?


5 komentarzy:

ana z maroka pisze...

A to podła zasadzka była! Taka całkiem niechrześcijańska! Hmm.. ale za to całkiem skuteczna! :P

Mishka pisze...

Cudom należy nieco pomóc, żeby były cudowne w całej rozciągłości :)

(KK) pisze...

A wiecie, ja się zastanawiam, czy on to zmyślił... Bo jak zmyślił, no to przecież złośliwie. I co? Król się nie zorientował, że świnię jego tatusiowi podkładają? Nabrał się na te wszystkie najcnotliwsze, najszlachetniejsze?

abnegat.ltd pisze...

Tak to jest, jak przy nabywamiu dobr popadamy w amok retailionizmu... I potem brakuje dowodu zakupu, gwarancji, INSTRUKCJI OBSŁUGI...

abnegat.ltd pisze...

Zreszta, brak tej ostatniej potrafi byc duzo grozniejszy. Bodajze Cortez (?), probowal wyjednac porozumienie z tubylcami i krolowi zostala ofiarowana jadna z ksiwzniczek (?). (mam wrazenie ze cytuje Lysiaka...)
No i oni ja zezarli. Bo nie miala instrukcji obslugi.