czwartek, 9 czerwca 2011

Miasto śmierci


Niepotrzebnie czytając Stanisława Przybyszewskiego w Toledo



Uwierzcie, czasem lepiej jest nie czytać. Czytanie zostawia ślad. Może gdybym nie czytała, byłoby zpełnie inaczej. Może nie byłoby miasta katakumb, labiryntu śmierci, metropolii umarłych. Miasta nie zbudowanego, a wkutego pod ziemię, w skałę, w piach. Miasta, które nie rośnie ku słońcu, a zapada się w grunt - jak grób, nie jak dom. Satanistycznego, przeciwnego naturze, wspaniałego, potężnego Toledo. Lecz takie właśnie było. Nie należało czytać Przybyszewskiego.

Zbyt śmiało wjechaliśmy w tę bramę – a to była pułapka. Miasto zamknęło się wokół nas bez litości i nie mogliśmy się już cofnąć. Nad naszymi głowami wyrosły piętra kamienic, domy nachyliły się ku sobie balkonami; sądzę, że szeptały między sobą, choć nie wiem co. Byliśmy w labiryncie i nie mieliśmy mapy. Żadna z ulic nie była prosta – wiły się zakosami, połamane, skrzywione, ciasne, bez perspektywy i światła. Porzuciliśmy samochód na jakimś placyku i dalej poszliśmy pieszo – przed siebie, w półmrok i chłód. Nie wiem, jak długo się błąkaliśmy. Byliśmy gdzieś na obrzeżach, poza głównym nurtem miasta. Było tam martwo, cicho i szaro. Bezludnie. Mijaliśmy ciemne pasaże, zagłębialiśmy się w mroczne, wilgotne tunele, aż wreszcie spełnił nam się koszmar Przybyszewskiego. Zbłądziliśmy w grobowym Toledo. 


Przybyszewski był tu w 1898r. Miasto nim wstrząsnęło. Świadomie zrezygnował z jazdy na południe, ku Granadzie. Nie chciał zniszczyć wrażenia. Błąkał się zaułkach po Toledo dwie doby, półprzytomny, nieświadom upływu czasu - później będzie pewien, że spędził tam pięć dni. Próbował o nim pisać. "Jak biedne, jak nieskończenie skromne moje usiłowanie, by dać choć odrobinę tego, com w Toledo przeżył" - skarżył się potem. Swoimi wizjami obdarował bohatera "Androgyne": 

"Przed jego oczyma rozpościerało się miasto gdyby straszny, olbrzymi grób katakomb, opanowany Alkazarem, co wyniośle, poważnie i surowo smukłymi wieżycami wystrzelał w niebo ponad miastem.
Dreszcz przeszedł przez niego, kiedy pomyślał, że zstąpi do tych katakomb.
Znał wprawdzie wszystkie zaułki, ulice i uliczki, znał ich zakręty i sploty, ich krzyżowania i rozstaje; wiedział, że nie mógłby się w tej zawikłanej sieci ulic zgubić, a pomimo tego czuł jakąś tajemniczą grozę i przestrach, że mógłby się zabłąkać, lata całe błądzić w tym labiryncie i nigdy już z niego nie wyjść.
A nie było nikogo, kto by mu mógł pokazać drogę, bo miasto było martwe..."


I miasto było martwe. Pamiętam szare gmachy o martwych, zasnutych kurzem oknach. Pamiętam ciemne korytarze, wiodące coraz niżej, ku wilgoci i ciszy. Pamiętam ulice, gdzie światło nigdy nie sięga bruku, ulice w wiecznym cieniu, w nierozpraszalnym półmroku. Pamiętam, że niebo miało kolor popiołu i było tak wysoko, wyżej niż zwykle, jakbyśmy patrzyli w nie z wielkiej otchłani. I bardzo dobrze pamiętam, że nie znaleźliśmy katedry, ale czasem, przez chwilę, widzieliśmy kłujące chmury szpiczaste wieże przeklętego alkazaru…

A potem znaleźliśmy ludzi, i dzieci, i place zabaw. Cukiernie z marcepanem i sklepy z toledańską stalą, gdzie faceci w krótkich spodenkach oglądali repliki Excalibura i Andurila. Znaleźliśmy muzeum El Greco i stare synagogi, knajpy z menu del dia i kolejki po bilety. Znaleźliśmy to wszystko, ale było już za późno. Trzeba było nie czytać Przybyszewskiego. Może wtedy nie wiedzielibyśmy, że Toledo jest miastem śmierci, kabalistycznym domem-grobem i labiryntem katakumb, i że wszyscy, którzy depczą je w klapkach i obcasach nie są niczym innym jak kolorowym pyłem, na moment naniesionym przez dzisiejszy wiatr do wiecznego, martwego, satanistycznego Toledo.
 


3 komentarze:

maya pisze...

Dzięki takim miastom jak Toledo (próbuję sobie przypomnieć, czy Włochy mają miasto śmierci? Może Vetralla?) oswajamy się ze śmiercią; przynajmniej tak mi sie wydaje. I bardzo przyjemna jest świadomość, że po drugiej stronie Pól Asfodelowych są place zabaw i knajpki ;-D

Mishka pisze...

Kasia, Przybyszewskiego nie należy czytać w żadnej sytuacji. Szkoda czasu na grafomana :) Ja musiałam i potem ciężko to odchorowałam...

katasia_k pisze...

Tez zastanawiam sie czasem, czy, gdybym przed samym wyjazdem do Peru nie przeczytala "Litumy w Andach", peruwianskie konflikty etniczne i klasowe wydalyby mi sie tak wyrazne. Moze w Peru nie ma zadnych konfliktow i tylko Llosa namieszal mi w glowie? ;)