środa, 9 listopada 2011

Gdzieś pod Murcją. Ogryzek granatu


 "Opisywanie jest jak używanie - niszczy; ścierają się kolory, kanty tracą ostrość, w końcu to, co opisane, zaczyna blaknąć, zanikać. Dotyczy to zwłaszcza miejsc. Ogromnych spustoszeń dokonała literatura przewodnikowa, to była inwazja, epidemia. (...) Prawda jest straszna: opisać to zniszczyć.
Dlatego trzeba bardzo uważać. Najlepiej nie używać nazwy; kluczyć i kręcić, ostrożnie podawać adresy, aby nie kusić nikogo do pielgrzymki. Cóż by tam znalazł? Martwe miejsce, kurz, zeschły ogryzek".
Olga Tokarczuk, "Bieguni"

4 komentarze:

MolikZygmuntEWA pisze...

Widać wszyscy czytający wzięli sobie do serca spojrzenie - na opisywanie, obu Pań. Trzy dni bez komentarza.
Ja też wolę miejsca, których nikt nie zna i nie opisał, więc nawet nie zapytam kto i gdzie (pod Murcją) obgryzł.

(KK) pisze...

Teraz to ja też już nie wiem, czy jeszcze coś pisać :)
A obgryzł pewnie jakiś ptaszor.

kokieteria pisze...

Ale Tokarczuk pomija pewną zależność, że im mniej dosłownie, im więcej kluczenia i krążenia, tym bardziej intrygująco, tym większa chęć dotarcia do tego choćby pustego miejsca. Bo skoro warto się trudzić, żeby nie uderzać w proste sedno i podejmować wyzwanie opisywania bez opisania, to znaczy, że jednak inspiracja była ogromna. Wydaje mi się, że miejsca, których doświadczyliśmy z większą skrytością i zazdrością opisujemy, jakbyśmy chcieli pokazać światu, że ono należy tylko do nas, a reszcie rzucimy... ogryzek.

(KK) pisze...

Tak, czy owak - pisanie jest niebezpieczne :)