czwartek, 18 października 2012

Sewilla. ...i barbarzyńcy.


Lipiec, który opiekował się nami przez cały nasz sewilski lipiec, podarował mi tę książkę i zawsze dbał o to, żeby mieć dla mnie jakąś anegdotę, jak ta o ludziach z nazwiskiem Japon, albo skąd się wzięła nazwa tapa. W zamian opowiadałam mu, jak szukałam Skamieniałego Człowieka albo głowy króla Pedro, co nocą na ulicy zabił narzeczonego kobiety, którą chciał uwieść. Natłok sewilskich legend odrobinę mieszał mi w głowie i mówiłam Lipcowi, że to jest chyba trochę za dużo - ten Herkules, i ten Cezar, i to całe p.n.e. - tak na serio, na wierzchu, tuż pod brukiem, w twojej własnej piwnicy w bloku.
- Jak to? - pytał Lipiec z niedowierzaniem. - To u was nie było Rzymu?

Nie, tłumaczyłam, nie było, do nas nie doszli, zatrzymali się w Lesie Teutońskim, a to było gdzieś w Niemczech, daliśmy im łupnia, zdaje się, no, w każdym razie nie przeszli.
- Więc jesteście barbarzyńcami! - wołał Lipiec z pewnym zachwytem i pewną wyższością, a ja myślałam, że właściwie to najwyraźniej tak, chyba jesteśmy, a przynajmniej tak musi to wyglądać z perspektywy tego kraju o dziwnej historii, kraju, który miał Rzym, ale za to nie miał drugiej wojny światowej, prawda, jakie to dziwne?

- A Czyngis Chan? Czyngis Chan do was doszedł? - drążył Lipiec.
- Nie - odpowiadałam, teraz już z pełną świadomością, że oto lepię naszą przeszłość jak glinę - nie, on też do nas nie dotarł, to znaczy próbował, ale jemu to już na pewno daliśmy łupnia, tak, tak, połamał zęby, to dzięki nam nie doszedł i do was, to my go zatrzymaliśmy, gdyby nie my, mówilibyście dziś po mongolsku, może i jesteśmy barbarzyńcami, ale także  przedmurzem chrześcijaństwa!

Tak się chełpiłam przed Lipcem. I musiało to brzmieć dość niewiarygodnie, bo patrzył na mnie z ciekawością i niedowierzaniem, aż mnie samej, gdzieś w środku zaczynało się robić dziwnie i nie byłam już pewna, czy mówię mu prawdę, czy zmyślam. Wzruszałam więc ramionami i chodziłam dalej po Sewilli, szukając skarbów, duchów i obciętych głów.

2 komentarze:

MolikZygmuntEWA pisze...

U nas (pod kinami) desperacka obrona "Bitwy pod Wiedniem". Tym razem dzielni nasi woje nikogo nie zatrzymają, obawiam się.
Gdybyś widziała się z Lipcem, lepiej nabierz wody w usta :)

(KK) pisze...

O Wiedniu może lepiej rzeczywiście będę milczeć :)