poniedziałek, 31 grudnia 2012

Podróż. Straszna historia



Manuel, który odziedziczył pałac po dziadku, mógłby właściwie mieć na imię Marian. Wyglądał na Mariana: w siatkowym opiętym podkoszulku, z brzuchem i z zakolami w zaczesanych w tył włosach. - Tylko, żebyście byli - pogroził nam, bo śniadanie o ósmej oznaczało, że będzie musiał wstać i pojechać do wsi po bagietki. Podrapał się jeszcze i wręczył nam duży, żeliwny klucz. Tak wylądowaliśmy w pałacu.

To było 15 kilometrów za Vichy (tak mam zapisane w notatkach; te notatki mają rok): tabliczka, zakręt, brama, park, pałac i Manuel. Przypadek, oczywiście. Szukaliśmy noclegu i szybko zapadał zmrok. Wieczór był ciężki i duszny - przez Francję przetaczała się absurdalna fala upałów, a temperatura nie spadała poniżej trzydziestu kilku stopni. W pałacu powietrze stało. Manuel zniknął i już nie wrócił, tylko gdzieś z czeluści korytarza niósł się stłumiony szum telewizora, potem prysznica. Innych gości nie było. Zostaliśmy sami.


To nie była ruina, o nie. To był początek wielkiego upadku. Lecz cóż to był za upadek! Kres godny ballad (czytacie balladę). Lustra na frontach szaf spękały. W parkiecie trzeszczała obluzowana klepka. Coś musiało pod nią być, lecz nie zaglądaliśmy. Obrazy zwisały krzywo. Wielkie zwierciadło nad kominkiem zaczynało już tracić swą lustrzaność (jest coś przerażającego w ślepnących lustrach, jakby odsłaniały straszną prawdę o naszej rzeczywistości: nas TAM nie ma, TAM nie ma nic...). Wydawało się pewne, że nocą coś z tej nicości wyjdzie. W rogu były wąziutkie zamknięte drzwiczki; widniał nad nimi brązowy portrecik kobiety, może zakonnicy. Za drzwiami, w schowku, tkwiły zakurzone obrazy. Jeśli coś miało wyjść z lustra, musiało pójść właśnie tam, płacząc, w ten kąt bez wyjścia.


Pajęczyny. Kurz. Mosiądz. Marmur. Stare drewno. Porcelana. Ruina. Upadek. Wilgoć. W korytarzu stały niedbale oparte o ścianę trzy zardzewiałe rapiery. Nadchodził tu koniec, kres, nadchodziła tu kostucha, ostrzem kosy zadarła właśnie kraniec tapety w złote pasy. Zapadł zmrok i nie mieliśmy żadnej sieci w zasięgu. Nie było dokąd pójść. O szyby tłukły się blade oszalałe cielska ciem, musiały być ich setki. Zamknęliśmy okna. Było gorąco, gorąco i duszno. Sen? Co mogło się tu przyśnić? Ćmy tłukły się jak oszalałe. Drogi kuzynie, pukiel włosów, które mi przysłałeś, przechowuję w kredensie z bielizną. Nie pragnę zostać zakonnicą, lecz papa... Podłoga skrzypiała, lecz było zbyt ciemno, by coś dostrzec i właściwie nie było w tym wszystkim żadnej grozy, tylko smutek, piszczenie w rurach i ciężka bezsenność.




Rankiem niewyspany Manuel nakrył nam do śniadania w salonie.
- Dziadek - tłumaczył, pokazując herb na ścianie. Z potoku francuskich zdań, które z siebie wylewał, rozumieliśmy tylko kilka słów: dziadek, Rosja, car, lekarz, projekt, dom, powrót. Osiemnasty wiek pokazał nam na palcach. Chcieliśmy dowiedzieć się czegoś więcej, zwłaszcza o jakichś niesprecyzowanych tajemnicach, ale Manuel nie rozumiał, o co nam chodzi, a my nie pojmowaliśmy, co do nas mówi. Dowiedzieliśmy się tylko, że marzy mu się remont i ekskluzywny hotel za ciężkie pieniądze. Zastanawialiśmy się, jak przyjmie to zakonnica znad ślepych drzwiczek, ale nie było jak o tym porozmawiać.
Życzyliśmy Manuelowi szczęścia, zjedliśmy bagietki i pojechaliśmy dalej.



6 komentarzy:

MolikZygmuntEWA pisze...

Prawdę powiedziawszy, KK, na zdjęciach nie jest tak źle, nawet dobrze jest. Skrzypienia i kurzu nie widać, nie słuchać.

Zazdroszczę regularnych notatek.

Cieszę się, że wróciłaś. Choć leń blogowy z ciebie, straszny!
Najlepszego w Nowym Roku. To na wypadek, gdyby znów cię nie było i nie było...

(KK) pisze...

No właśnie te zdjęcia jakieś za dobre ;)
Wiem, Ewo, żem leń, ale mam dobre alibi! I będę miała dla Was niespodziankę w Nowym Roku, obiecuję!

Jo pisze...

Oby jego marzenie w tej lub innej formie się spełniło, zanim obiekt popadnie w ruinę,
a Tobie Najlepszego w Nowym Roku :)

Justa pisze...

wow! swietna historia :D
jestem pod wrazeniem!!

Engagement rings pisze...

Trafnie.

Transport Szczecin pisze...

Nie mogę przestać o tym myśleć