czwartek, 4 grudnia 2008

Lorca reloaded. Rozdziobią nas lechuzy i azory

Zamek w Lorce nazywa się Fortaleza del Sol - Forteca Słońca - i to jest naprawdę dobra nazwa. Pod wieczór, kiedy nad miastem zapada już zmrok, zamkowe mury wciąż płoną w ostatnich promieniach słońca.
W zamkowej ptaszarni mieszkają sowy, sępy, orły i sokoły. Dwa razy dziennie można je oglądać w akcji na dziedzińcu, a jeśli ktoś ma refleks i zrozumie słowo "voluntario", będzie nawet mógł potrzymać myszołowa przez rękawicę.
Rzeczona (i trochę niedobudzona) lechuza wygląda tak:


Natomiast potem, kiedy już siedzieliśmy na placyku przed cukiernią (tak, tą samą), jako że kolejny raz nie udało nam się wstrzelić w hiszpańskie godziny spożywania obiadu, napadła na nas Banda Trojga.
Pierwszy przyszedł Szef. Był wielki, spasiony i pręgowany. Złamany koniuszek ogona zawadiacko kołysał mu się na boki. Drugi był chudszy, mniejszy i bardziej nerwowy. Białe skarpetki naciągnięte miał równiutko na obie czarne łapy, białe wąsiska wyglądały jak zamoczone w mleku. Trzeci był biało-brudnobiały i doskonale znał swoje (trzecie) miejsce. Szef dyrygował. Rozpoznanie lewą flanką i powrót. W szeregu zbiórka. Na ławkę wskocz. Równaj szereg. Krótki zwiad za nogę stolika i okopać się na ławce.
Obyło się bez strat.

1 komentarz:

Espresso pisze...

Świetnie napisane!
Bardzo obrazowo
i z poczuciem humoru :D