wtorek, 2 grudnia 2008

Lorca. Tysiąc liści, czyli potęga wyobraźni



- Kiedy będziecie w Lorce, musicie koniecznie spróbować milhojas - powiedziała żona profesora J. - To taki deser - tłumaczyła. - Nazywa się "tysiąc listków": mnóstwo cieniutkich płateczków ciasta, a w środku coś białego, nie wiem, jak to się nazywa po angielsku, coś jak śmietanka...
Wyobraźnia zaczęła pracować bardzo intensywnie. Więc, kiedy dotarliśmy już do Lorki, kiedy zdążyliśmy zgłodnieć i kiedy wszystkie restauracje solidarnie się pozamykały (bo Hiszpanie nigdy nie jedzą wtedy, kiedy my głodniejemy), barmanka z kafeterii z wyrozumiałym uśmiechem wskazała nam cukiernię.
Długo wpatrywaliśmy się w ladę pełną ciastek. Nic nie przypominało tysiąca cieniutkich listków ciasta z białą śmietanką w środku.
- Ma pani milhojas? - spytaliśmy ekspedientki.
- Oczywiście. Trzy rodzaje...
I po chwili siedzieliśmy już przy malutkim metalowym stoliczku, zajadając... kremówki.
A Lorca? Bardzo ładna.

2 komentarze:

Meaghan pisze...

tylko maleńkie pytanie - co jest na tym zdjęciu za bramą?
ps. jakbym tam była... pięknie się czyta

(KK) pisze...

Dzięki :))
Ruiny starego kościoła. Ostały się tylko ściany i fantastyczne gotyckie kolumny, dachu nie ma, a w środku rosną drzewa... A dookoła jest dzielnica biedy. Widok - niesamowity.