poniedziałek, 16 lutego 2009

Weekend nad jeziorem



Kiedy nocą, na siódmym piętrze, odkręcisz kurek kranu, rury zawyją potępieńczo, coś w armaturze parsknie i zabulgota, ale woda nie popłynie. Po prostu jej nie ma i już, koniec. Jest to jakaś odpowiedź na pytanie, czemu Hiszpanie balują do godzin bardzowczesnoporannych: oni wiedzą, że jeśli skończą imprezę o, powiedzmy, drugiej, to i tak się nie umyją... Woda wraca do rur o godzinie czwartej.
Południe Hiszpanii w ogóle ma z wodą nieustające problemy. W miejscach, gdzie, według map i tabliczek, powinny płynąć rzeki, zadomowiły się ogródki działkowe, grządki i altanki oraz krzaki w dużych ilościach. Czasem tylko, środeczkiem, pod ogromnym mostem, ciurka sobie maleńki strumyczek... A jednak uwierzyliśmy w to jezioro. Było na mapie: w okolicach Campos del Rio, za zaporą - duże, ładne, nieregularne. Miało nawet jakąś nazwę. Więc - pojechaliśmy.
Kaktusy były naprawdę urocze. Tylko trochę, hmm... uschłe...

Brak komentarzy: