piątek, 8 maja 2009

Miasto i dźwigi


To miasto powinno mieć w herbie żurawia. Wielkie metalowe ptaszysko na jednej nodze. Dźwig.
Ciągle coś tu budują. Albo burzą. Miasto nieustannie się przekształca, zmienia formę, ewoluuje. A przynajmniej tak było do niedawna. Gdy uderzył kryzys, wraz z całą Hiszpanią, największym placem budowy zachodniej Europy, miasto zamarło. Robotnicy sobie poszli. Zostały dźwigi. I dziury.
Więc teraz wygląda to tak: idziesz wąską uliczką w cieniu przyklejonych do siebie kamienic i nagle, z boku, otwiera się dziura. Dziura też jest wąska, a nad nią wisi pęk splątanych, związanych byle jak kabli. Tu był dom. Już go nie ma. Zostało coś w rodzaju cienia: zarys ciemniejszych cegieł na sąsiedniej ścianie, ślad po wyburzonych schodach i kafelki. Te kafelki są właśnie najsmutniejsze, bo przypominają, że ktoś kiedyś tu mieszkał. Wyłożył kuchnię różową glazurą, w łazience miał biało-granatową szachownicę, a sąsiad... No właśnie. Nie ma już sąsiada, został abstrakcyjny kolaż na ceglanym murze. Fundamenty zarasta zielsko.
Czasem gdzieś, na stalowych podporach, czeka samotna ściana frontowa, ładna, modernistyczna, z pięknym balkonem. Przed nią ulica, za nią pustka. Stoi i czeka. Kiedyś na pewno coś tu będzie: drogi apartamentowiec, stal i szkło złączone ze starymi murami, prestiż. Czasem nawet w takiej dziurze czai się jakiś robotnik w małej kopareczce. Ale rzadko. Najczęściej jest cicho, zielsko krzewi się w spokoju, kafelki blakną na słońcu, a koty polują na ptaki. Życie płynie obok.

2 komentarze:

Dobrawka pisze...

Świetny tekst Kasiu, jeszcze lepsze zdjęcia. Pozdrawiam z Francji. Justyna

(KK) pisze...

Merci beaucoup - tyle zostało z mojego francuskiego :) Ale piszę się na tą podróż, na którą zapraszasz u siebie, więc może przypomnę sobie więcej...