piątek, 27 listopada 2009

W królestwie krów



Ścieżka jest wąska i zakrzaczona, las ciemny, a z przeciwka coś przedziera się z impetem. Pękają drobne gałązki, ziemia łomocze od kopyt i wreszcie coś... dzwoni głośno, natarczywie. Schodzimy ze szlaku, wciskamy się w krzaki. Ścieżką poniżej, ze słonim wdziękiem, maszerują dwie beżowe krowy.
Życie w Hiszpanii zmienia pogląd na bydło domowe. Tu corrida, tam encierro, młode krówki z wdziękiem brykają na arenach z rozentuzjazmowanym tłumem, przy autostradach wielkie czarne bycze sylwetki wycięte z blachy dominują mijany krajobraz. Byk urasta do rangi symbolu, a także kontrowersji, wiedzie żywot publiczny znacznie śmielej niż jego skromny polski kuzyn... Krowa, jak się okazuje, nie jest gorsza. Krowa bowiem rządzi w Pirenejach.


Tak, Pireneje to królestwo krów. Wyżej, nad lasami, na wielkich zielonych pastwiskach, po których leniwie wiją się kręte strumyki, pasą się wielkie stada. Byki, półdzikie konie, owce, osły, ale przede wszystkim krowy. Wspinają się po skałach, włażą na wierszki i ryczą aż niesie się echo.
- Bokiem! Bokiem! O, tędy! Tutaj!
Krzepki dziadzio w starych portkach i znoszonych butach macha na nas ze szczytu stromego podejścia, na migi pokazuje, żeby zejść ze ścieżki, która trawersuje kamieniste zbocze. Ścieżką, poganiane przez mężczyzn i psy, zakosami lezą krowy.
- Spędzamy je już na zimę - mówi dziadzio. - Całe lato przesiedziały na halach, ale chłód idzie. Zresztą, pora na cielęcinkę - śmieje się bezzębnie. - A wy co? Na Bisaurina idziecie? Wysoko, wysoko...


Koński trup leży na łące nieopodal strumienia, obleczony zeschłą skórą. Długo już chyba leży, bo wcale nie cuchnie; nawet muchy wolą żywe krowy, które z filozoficznym spokojnem napychają brzuchy późną trawą. Rogate szkielety też im nie przeszkadzają. Trwa wielkie żarcie.
Idziemy na Bisaurina. Do diaska, byle wyżej niż krowy!
Wspinamy się, kolejne stada beznamiętnie rozstępują się na boki. Za przełęczą robi się stromiej i kamieniściej, wielkie drapieżne kanie latają już  p o d  nami, ale, w połowie podejścia wyraźnie pasie się jeszcze jedno krowie stado. Brzęk dzwonków echem niesie się w doliny.


Szczyt Bisaurina jest ostry i kamienisty. W wąskiej szczelinie błyszczy stary brudny śnieg. Hula wiatr. Krowy zostały trochę niżej, tak na wysokości Rysów. Widzieliście kiedyś krowę na Rysach?

4 komentarze:

Zadora pisze...

Kiedyś tak było w Bieszczadach. Stada krów z bykami pasły się na połoninach, mieszały kopytami gliniaste błoto na szlakach. I nagle jak nożem uciął, skończyło się. Szkoda. Wyglądały bardzo małowniczo.

abnegat.ltd pisze...

...w czasach studenckich, wspinajac sie, uslyszalem okreslenie trudnosci drogi: "gorska krowa sobie poradzi". Czyli ze to z Pirenejow do nas przyszlo...
Niesamowite ;D

Anonimowy pisze...

"...Krowy zostały trochę niżej, tak na wysokości Rysów..." :)))

Piotr

(KK) pisze...

Ja jestem dziecko miasta i całe życie byłam przekonana, że krowa to jest zwierzę niezgrabne i ociężałe. A tu, proszę - nie dość, że malownicze, to jeszcze zwinne i wysokogórskie. Jak to podróże jednak kształcą... ;)