- To na pewno przez te czapki - ożywiła się Joseta. - Widziałam w Krakowie: czerwone, z taką czarną obwódką. No, identyczne! Tylko u was mają jeszcze to pióro...
Nieprawda, Joseta, sprawdziłam na zdjęciach. Katalońskie barretiny leżą na głowie jak pusta skarpeta, a porządna czapka krakowska jest twarda, graniasta. Raczej nie z tego powodu Hiszpanie nazywają Katalończyków Polacos - Polakami.
- No, bo to trudno wytłumaczyć - mówił nam, jeszcze w Cartagenie profesor J. - Chodzi z grubsza o to, że Hiszpanie nie mają najmniejszej smykałki do interesów. Wolą gadać, przesypiać sjesty, nigdzie się nie śpieszą. Nie idzie im z pieniędzmi. A Katalończykom wręcz przeciwnie: są pracowici, zawsze budowali najnowocześniejsze fabryki na Półwyspie i zbijali forsę na handlu. Jakby pochodzili z całkiem innego świata! Z jakiegoś odległego, egzotycznego kraju...
- Więc to jest komplement?
- Jak najbardziej.
- I naprawdę nowoczesny przemysł i pracowitość kojarzyły wam się z Polską...?
Profesor J. zawahał się i ostrożnie wzruszył ramionami.
- No, tak ogólnie... - mruknął. - W sensie, że daleko i dziwacznie...Nie brzmiało to przekonująco. Ogólne skojarzenie z dalekim i egzotycznym krajem to trochę za mało, żeby katalońska telewizja nazywała swój program satyryczno-polityczny "Polonia" (bukwami!), a sportowy tytułowała "Crackòvia". Dlatego nie przestawaliśmy drążyć.
- O, rany, no przecież chodzi o ten ich język - oznajmił Esteban, a może Pablo. Dyskusja trwała już chwilę i argumenty padały z różnych stron barowego stołu. - Szwargoczą tak, że nie można ich zrozumieć i jeszcze syczą tak ja wy! Szczpszcztrzsz! - zademonstrował.
- No i w ogóle są dziwni. Dziwnie mówią, dziwnie się zachowują. Jak cudzoziemcy i to z daleka. W ogóle nie przypominają Hiszpanów... - dodał ktoś inny.- Ale czy to jest obelga?
- Nie... Nie, wcale nie. Tylko, że są, nooo, tacy inni... - zawahał się Pablo, a może Esteban. Na chwilę zapadła cisza. I w tej ciszy z głębin swojego fotela spokojnie odezwał się Juan Jo.
- Dziwki - powiedział cicho. - Chodzi o to, że jak była wojna, to wokół wojska kręciło się bardzo dużo dziwek i...
Ale w tym momencie dyskusja rozgorzała na nowo, a siedzący po drugiej stronie stołu Juan Jo został skutecznie zagłuszony. Nie mogliśmy oprzeć się wrażeniu, że celowo.
I dlatego dalej nie mamy pewności czemu Hiszpanie nazywają Katalończyków Polakami. Przez czapkę? Przemysł? Język? A może dlatego, że Enric Prat de la Riba, działacz Solidaritat Catalana w początkach XX w. porównywał Katalonię do Polski pod zaborami? Tkwi w tym jakiś spisek, coś, czego nam nie mówią...
I czy to naprawdę jest - dla nas - komplement?
7 komentarzy:
No ale francuskie powiedzenie "Pije jak Polak" ponoć jest komplementem z czasów Napoleona. Pili ponoć wszyscy w multinarodowej armii francji, ale tylko polacy po ostrych baletach, rano stawali na posterunku i służbie.
To może i te sugerowane dziwki...nie muszą zaraz okazać się czymś złym :)
Jakos nie znam przypadku stosowania nazwy innostrancow jako komplementu.
Toz Niemiec nie kojarzy sie z sumiennoscia tylko tepym wykonywaniem rozkazow, Francuz - homo, Ruski to pijak i zlodziej, Hiszpan to nierob maczo a Szwed aseksualny typ nienadajacy sie do niczego...
Nie spodziewal bym sie niczego dobrego. Iw zasadzie chyba nie ma sie o co obrazac. Ksenofobia jest cecha opisujaca ludzki rod ;)
No to niech już to będzie coś z charakterem i skrajnego, Jak już to po całości, po co blado wypadać ;)
...ale bez przesady...
Niech to bedzie kurwiarz i moczymorda, nawet nieroba przezyje - byle by nie zlodziej czy inszy oszust
;)
Na razie to nowoczesny, pracowity przemysłowiec o szeleszczącym języku. W czapce. Taka jest wersja oficjalna, panowie ;) I powiedzcie, że to nie jest po całości!
Jak to jest prawda to ja jestem Hortensja Bizantyjska ;D
ale
trzymajmy sie tego kurczowo. Milo miec nadzieje ;)
Ja słyszałam dwie wersje - że chodzi o język albo, że chodzi o nieudane walki o niepodległość. Katalończycy też mają kosynierów w panteonie i też świętują przegrane bitwy.
KS
Prześlij komentarz