Kiedy polski dziennikarz redaguje informację o Semana Santa, na początku pisze tak: "Hiszpańskie obchody świąt wielkanocnych należą do najbardziej widowiskowych na świecie". I jest to regułka niemal tak oklepana i obowiązkowa jak: "tej zimy śnieg znów zaskoczył drogowców". Okropne. Cóż, kiedy prawdziwe.
Najpierw wymyśliłam biczowników. Z Siódmego Piętra byli nieosiągalni, z Trzeciego wciąż dalecy, lecz już nie aż tak. Siedemset kilometrów. Do łyknięcia autostradami. Potem, całkiem przypadkiem, znalazłam kościotrupy tańczące na ulicach w Wielki Czwartek o północy. W Verges, tuż pod Gironą. Pod naszym samiutkim nosem! Wielkanocny plan podróży zatrzeszczał, rozdął się, napiął do granic wytrzymałości, ale wytrzymał. A później profesor JL opowiedział nam o tych bębnach...
Obecnie sklejam rozbity w drzazgi plan, zastanawiając się jak być jednocześnie w osiemnastu różnych miejscach. Z pobieżnych obliczeń wychodzi mi, że się nie da. I że - o, ironio! - postny Wielki Tydzień to najbardziej imprezowy okres w Hiszpanii.
PS. A w ubiegłym roku oglądaliśmy kaptury i nogi.
5 komentarzy:
Postne okresy zawsze mają coś z ironii;-p
Naprawdę nie dasz rady być w 18 miejscach na raz?;)
W dwóch miejscach na raz to bilokacja, to jak będzie się mówić na 18 miejsc? :D
A dziś postu nie ma - świętujemy Józefów! Właśnie pożarłam tiramisu z "Pingwinka". Mmmmmm... :D
Ech, jak bym nie próbowała, w 18 się nie da. Może najwyżej w trzech naraz :) To trilokacja, chyba, co?
"osiołkowi w żłoby dano" - ten miał tylko dwa na raz a Tobie 18 podstawili. Gdyby to był program telewizyjny a nie uroczystości to zrobiliby serial przerywany reklamami na 36 odcinków :)
Z tymi imprezami to jak z polska Wigilia. Niby post (byl) a w rzeczy samej wyszlo z tego najwieksze obzarstwo w roku ;)
Prześlij komentarz