środa, 25 maja 2011

Trujillo. Nie wraca się do kolebki cz. 1



Dopiero z góry, z zamku, widać jaka to dziura. Trawa po horyzont, trochę drzew - cały świat kamieniem podzielony na pastwiska dla świń. Ponoć on też pasał je w dzieciństwie, tak piszą ci, którzy lubią go nazywać zbrodniarzem. Świniarczyk-analfabeta, bękart szlachcica i klasztornej służącej, Francisco Pizarro, zdobywca Peru, kat Inków. Nic dziwnego, że stąd wyjechał. Nie ma w tym żadnego sekretu.

Wszystko, co ważne, dzieje się poza Trujillo. Kiedy chodzi się kamiennymi uliczkami, wśród pozamykanych bram, z burzowymi chmurami nad głową, wydaje się, że zawsze tak było. Estremadura to ubocze historii. Rzymianie nazwali ją extrema Dorii, krainą za krańcem rzeki Duero. To miejsce, z którego raczej się wyjeżdża i tylko z czasem dochodzą tu plotki o tych, co wyjechali. Więc naprawdę podbił Peru, nasz Francisco, bękart Długiego Gonzalo? Mówisz, że czubkiem szpady narysował linię na piasku i kazał swoim ludziom wybierać: tu bogactwa Inków, tam nasza stara bieda? I że przekroczyło ją trzynastu? Moglibyśmy wmurować im tablicę, tym Trzynastu, może przyjeżdżaliby ją oglądać jacyś turyści i kupowaliby nasze sery? A wiesz, że mówią, że kiedy nasz Francisco pojmał króla Inków, w ramach okupu kazał wypełnić dom, w którym go trzymał, raz złotem i dwa razy srebrem? I że potem i tak zabił tego króla? Tak, to do niego podobne, zła krew, bękart, za młodu był taki sam...


Ale to wszystko dzieje się poza Trujillo i ci, którzy tu przyjeżdżają, skazani są na opowieści o innych krainach. Tak, Trujillo jest kolebką, ale konkwistadorzy już dawno z niej wyszli. Większość nie wróciła. Wracało to, co po nich zostało: pieniądze, sława, herby i dzieci, spłodzone z inkaskimi księżniczkami...

Ona była takim właśnie dzieckiem, córką zdobywcy i zdobytej. Francisca Pizarro Yupanqui. Ojciec musiał ją kochać, przynajmniej zanim obcięto mu głowę, bo kazał uczyć dziewczynkę pisać, czytać, tańczyć i grać na klawikordzie. Miała siedem lat, gdy go zabito, a jej dalsza historia przypomina bajki o innych królewnach. A zatem: zabójcy ojca wsadzają ją (z małym braciszkiem) na statek. Okręt ma porzucić dzieci na bezludnej wyspie, ale kapitan się lituje. Jakiś czas Francisca może żyć w spokoju - lecz tylko do chwili, gdy podrośnie. Wtedy dziedziczka Pizarro zaczyna być zagrożeniem dla nowych władz. Nowe władze znów wsadzają ją zatem na statek. Tym razem okręt płynie znacznie dalej, na drugi kraj świata, do Hiszpanii. Czym ta podróż jest dla Franciszki? Trudno powiedzieć, ale podczas rejsu spisuje testament. Ma wtedy 16 lat i chyba do końca nie wie, jak to wszystko się skończy. 
 

5 komentarzy:

marcinsen pisze...

Piękna historia i tragiczna. Nieraz zastanawiam się, co by sie stało, gdyby jakimś cudem nikt nie odkrył Ameryki. Jakie kultury by się tam rozwinęły? Odwiedziny w takim miejscu byłyby jak wizyta na inną planetę:)

(KK) pisze...

A to jeszcze nie koniec, tylko zrobiło mi się za długie :)

Anonimowy pisze...

Jak to się skończy?!?!? Tekst się tak niespodziewanie urywa ;)
/Piotr

abnegat.ltd pisze...

Trzeba bedzie poprzestapywac z nozki na nozke... A kiedy jakas papierowa wersja?

(KK) pisze...

To był tylko taki mały cliffhanger, ponoć tak trzeba, żeby przyciągnąć czytelników :)
Abi, papierowa wersja będzie jak wydasz "Z pamiętnika woźnicy" :)