czwartek, 5 maja 2011

Walka z wiatrakami. Czytając Cervantesa w La Manchy



W pewnej miejscowości Manchy, której nazwy nie mam ochoty sobie przypominać, żył niedawno temu pewien korespondent, z tych co mają bałagan w laptopie, jedną kartę w aparacie, obtłuczony samochód i szalonego gps-a...

...otóż wiedzieć wam trzeba, że ów korespondent, w chwilach kiedy nic nie miał do roboty (co zdarzało się przez większą część roku), wczytywał się w księgi z takim zapałem i lubością, że o polowaniu na tematy zgoła zapominał oraz gospodarkę swej włości zaniedbywał. Krótko mówiąc, z braku snu, a zbytku czytania, tak mu mózg wysechł, że wreszcie rozsądek utracił; nabił sobie wyobraźnię tym wszystkim, co w książkach wyczytał; były to same czary, zwady, bitwy, pojedynki, rany, zaloty, miłości, udręki i niemożliwe niedorzeczności. 


Niemożliwe niedorzeczności. To prawda, przyznaję. Ale jaki sens podróżować z rozsądkiem? Rozsądek nic nie daje, panie Cervantes, z rozsądku tylko kiepskie zdjęcia, płaskie opowieści. Kto chciałby znaleźć wiatraki, kiedy może zobaczyć giganty? Podróż musi być chociaż trochę oszustwem, panie Cervantes i pan o tym wie. To dlatego po La Manchy jeździ się śladem Szaleńca, nie pana.

  
Więc wsiadamy do obtłuczonego Rosynanta, nastawiamy szalonego gps-a i jedziemy szukać zjaw. Obok nas, autostradą, mkną tiry, nie smoki. Chcielibyśmy coś odkryć, ale przeszkadzają nam drogowskazy. Mota del Cuervo, Campo de la Criptana, Consuegra - wszystko już odnaleziono i opisano, wykadrowano zdjęcia, rozgryziono zagadki. Na nas czekają już tylko pamiątki, nie skarby. Pytania do wyroczni możemy zadać pani z informacji turystycznej. Ona zna wszystkie odpowiedzi.


Lecz czego tak naprawdę chcemy? Jakich prawd oczekiwaliśmy od miejsc, gdzie sprzedaje się bilety? Wielkie białe cielska wiatraków stoją nieruchomo na równinie. Nic się nie kręci, bo mogłoby się rozpaść. Można wejść do środka, obejrzeć mechanizm, zrobić zdjęcie zanim przyjadą autokary i wysypie się z nich tłum. To wszystko. Reszta jest oszustwem. Majakiem Szaleńca, który naczytał się ksiąg. Stary pan Cervantes ze śmiechu przewraca się w grobie. Ostrzy pióro na nagrobku i zdaniami, które aż proszą się o skrót, pisze mi gorzką puentę. 

Cały dzień prawie jechał i nie zdarzyło mu się nic godnego wzmianki, co go do rozpaczy przywodziło.

* fragmenty kursywą pochodzą z książki "Don Kichote" Miguela de Cervantesa Saavedra w przekładzie Anny i Zygmunta Czernych, aczkolwiek zostały bezprawnie sprofanowane przeze mnie

7 komentarzy:

marcinsen pisze...

Patrz - nic się nie działo, a post jeden z ciekawszych i przyjemnych w czytaniu:) Nie mówię już o zazdrości w sprawach włóczenia się po Hiszpanii, wystarczy:) Teraz tylko czekać wreszcie na książkę.

(KK) pisze...

Bo to życie jest właśnie takie przewrotne ;)

Anonimowy pisze...

Widzę Kaśka, że coraz śmielej różnymi planami zaczynasz operować ;)
Piotr

(KK) pisze...

A bo wszystkie te wiatraki takie same :P

Ania pisze...

Świetny tekst! i cieszę się, że niedługo też tam będę!
Jak obiecałam, dam znać jak tylko wyklarują się wszystkie szczegóły trasy:)

(KK) pisze...

---> Ania: pogoda robi się coraz ładniejsza, więc wszytko wskazuje na to, że La Mancha czeka na Ciebie :D Daj znać, jak wszystko się wyklaruje!

ana z maroka pisze...

Swietny post:) Ma wszystko co trzeba i co lubie :)!