środa, 10 sierpnia 2011

Albacete. Trochę prozy o ślimakach

Były różne dni; był na przykład taki, kiedy pani w supermarkecie pouciekały ślimaki. Trzymała je zamotane w siatkę o drobnych oczkach, ale oczka były na tyle szerokie, że zatrzymywały tylko muszle. To, co wylazło z muszli, rozpełzało się w bezładnej, ślamazarnej ucieczce po całym stoisku rybnym. Pamiętam zwłaszcza jednego: pełzł po metalowym rancie pomiędzy pojemnikami, gdzie na kruszonym lodzie szczerzyły kły morszczuki. Miał niezłe tempo i aż korciło mnie, żeby w nagrodę za dzielność schować go do kieszeni i wynieść ze sklepu, ale nie wiedziałam, czy ochroniarze nie oskarżą mnie o kradzież. Nie wiem, co się z nim stało. Umknął? Zagarnięto go na powrót do siatki? Spadł na lód i zamarzł?

Był też taki dzień, kiedy pojechaliśmy na spacer za miasto. Szliśmy dróżką między zapuszczonymi ogrodami i widzieliśmy, jak na siatkach ogrodzeń trwa wielka ślimacza orgia. Maleńkie śliskie ciałka, czasem w zamieszaniu gubiąc białe skorupki, wspinały się po drutach i po sobie nawzajem w samobójczym pędzie wzwyż. Można było zbierać je gronami jak porzeczki, ale zapadał już zmierzch i nie było nikogo, kto by to robił.

Był też taki dzień, kiedy błądziliśmy po Kadyksie i wszędzie wisiały napisy "hay caracoles", "są ślimaki" - wyklejone folią, wyrysowane dziecięcą rączką, wydrukowane z komputera - a my nie mogliśmy się zdecydować na żaden lokal i w końcu nic nie zjedliśmy. I był jeszcze taki dzień, kiedy po prostu usiedliśmy przy stoliku koło parku i zapytaliśmy kelnera, czy są. - Tak, ale tylko te małe - powiedział, a my ucieszyliśmy się, bo chodziło nam właśnie o te małe i baliśmy się, że skończył się na nie sezon.

Tego dnia dostaliśmy talerzyk z całym stadkiem. Jedliśmy z czystym sumieniem. Ślimaczyliśmy się tak bardzo, że nie mogło być wśród nich dzielnego uciekiniera z lady z morszczukami.


8 komentarzy:

MolikZygmuntEWA pisze...

Pooglądałam trochę 'to Albacete' w sieci - cudo. A te ślimaki tak w tych górach łażą sobie stadnie... No fakt jest rzeka J. i kanał M.C., ale czy mają dość wilgoci by oliwić podwozie? Złapane, na talerzu prezentują się wielce zachęcająco. Smacznego!

maya pisze...

troche mi zal tego uciekajacego nad morszczukami. Ale uczucie wspolczucia mi przechodzi gdy przypomne sobie los roslinek hodowanych troskliwie na oknie i zjedzonych natychmiast po przesadzeniu przez bande slimakow.

A slimaki w misce wygladaja bardzo apetycznie i z wygladu przypominaja 'nasze' slimaki w sosie pomidorowym

KH pisze...

ja tam nie wiem... jakoś nie lubię jak jedzenie się na mnie patrzy

katasia_k pisze...

We Francji w podawanym na obiad slimaku jest podobno wiecej czosnku niz slimaka - w Hiszpanii tez?

Tutejsze slimaki za zycia sa bardzo dziarskie i energiczne - dwa z nich zjadaly mi kiedys regularnie sadzonki melonow na moim balkonie... na piatym pietrze. Innego znalezlismy kiedys na futrynie w salonie - rowniez na piatym pietrze. Trudno nie zadac sobie pytania, czy one aby czasem nie lataja, kiedy nikt nie patrzy ;)

(KK) pisze...

--> Ewa, tam gdzie je widzieliśmy był taki kanalik, zasilający pola. Haha, a Albacete chyba nigdy nie dostało tak mocnego komplementu, Hiszpanie uważają je za miasto, do którego nie warto przyjeżdżać, bo niewiele w nim jest. Ja je lubię za wieeeeelki park.

--> Maya, ja mam do tej pory wyrzuty sumienia. Dzielne stworzenie było. Nasze ślimaki są w "rosołku" z pomidorami na ostro.

--> KH, myślisz, że one oczy mają na tych czułkach? Jak jedliśmy takie większe, to nie pamiętam tych czułków...

--> Katasia, czosnek tak, czosnek to ukochana przyprawa Hiszpanów :D

doro pisze...

Przecudnie napisany post!
Ucieczka na miarę wyprawy rybek z "Nemo" ;)

doro pisze...

A propos, robię czasem taką nietypową bizuterię z muszli, piór czy liści i cała rodzina zbiera dla mnie muszle wstężyków i winniczków. Kiedyś dostałam mocno brudną reklamóweczkę z muszlami, wrzucam je do gorącej wody, myję, szoruję i odstawiam do wysuszenia. Wracam po dwóch godzinach a tam połowy nie ma. Nieźle musiały się sauny wystraszyć, że wróciły z zaświatow!

(KK) pisze...

Doro, je się chyba żywcem wrzuca do wrzątku, jak się zamierza je zjeść, więc wyobraź sobie JAK one się musiały przestraszyć :D I potem opowiadały sobie: "uffff uciekliśmy w ostatniej chwili!" :D