Pierwszy hiszpański fastfood widzieliśmy w Lorce. Na placyku w centrum miasta rozłożył się wielki namiot, bruk lepił się od rozlanego piwa, grała muzyka i wszędzie walały się śmieci. Przy barze kłębił się tłum. Unurzany w tłuszczu sprzedawca wydawał plastikowe kubki z piwem i winem, plastikowe talerzyki z małżami w sosie czosnkowym lub krążkami panierowanych kalmarów oraz zawinięte w rulon z gazety smażone krewetki. Krzesła także były plastikowe, turystyczne stoliki kolebały się, pod nogami zgrzytały puste muszelki i pancerzyki krewetek... Jedzenie było rewelacyjne. A że każdy szanujący się hiszpański supermarket ma olbrzymią, wyłożoną lodem ladę z tanimi owocami morza, nasza oklejona taśmą a la MacGyver kuchnia stała się poligonem doświadczalnym.
Kalmary wyszły twarde jak gumowa podeszwa. Za to okazało się, że smażenie krewetek poziomem trudności odpowiada robieniu frytek.
Dziesięciominutowy przepis na smażone krewetki
W garnku o grubych ściankach rozgrzej oliwę (jak olej na frytki). Wrzuć kilka całych ząbków czosnku. Kiedy czosnek zbrązowieje, wyjmij go. Wrzuć umyte i osolone krewetki. Smaż aż zrobią się złote. Wyjmij z tłuszczu i odsącz na papierowym ręczniku.
Na drugi ogień poszły almejas, czyli malutkie małże - to one żyją w tych muszelkach, które najczęściej przywozi się z wakacji nad morzem.
Dziesięciominutowy przepis na almejas w sosie czosnkowym, cz. 1Paczuszkę almejas dokładnie umyj, żeby wypłukać piasek. W garnku rozgrzej oliwę, wrzuć kilka ząbków drobno pokrojonego czosnku. Kiedy czosnek się podsmaży, wlej szklankę najtańszego białego wina, wsyp pietruszkę i wrzuć muszelki...
I tu zaczyna się całkiem nowa historia. Gdy bowiem zamierzyłam się, żeby wrzucić muszelki do wrzącego sosu, jedna, zupełnie niespodziewanie... uchyliła wieczko i wystawiła nóżkę. Czy co tam mają małże. Wystawiła, pomachała i zaraz schowała. No i jakoś tak głupio już było ją zjeść...
Nalaliśmy małżowi wody do szklanki, posoliliśmy, żeby udawała morską, całość ustawiliśmy w zacienionym miejscu. Małż w szklance ponownie wystawił czułki, pokręcił się trochę, obmacał dokładnie szkło. Pomyśleliśmy, że może być głodny, ale wikipedia na pytanie "co jedzą małże" odpowiedziała jedynie, że filtrują wodę z substancji organicznych. Z desperacji wrzuciliśmy do szklanki trochę pokruszonego brokuła.
Wczoraj pojechaliśmy na plażę i wrzuciliśmy naszego małża do morza. Oby miał tam dużo substancji organicznych do filtrowana.
Ta historia ma dwa morały. Jeden jest piękny, a drugi brzydki. Piękny uwzględnia punkt widzenia małża i brzmi: pamiętaj, zawsze walcz aż do końca! Nigdy, przenigdy się nie poddawaj! Brzydki morał dotyczy ludzi i mówi: na podstawie tej historii możesz tłumaczyć dzieciom, co to jest hipokryzja. Bo...
Dziesięciominutowy przepis na almejas w sosie czosnkowym, cz. 2
... resztę muszelek wrzuć do gotującego się sosu. Garnek przykryj. Gotuj aż pod wpływem gorącej pary wszystkie muszelki się otworzą. Podawaj z chlebem i resztą taniego białego wina.
9 komentarzy:
Tak naprawdę, to wszystkie by trzeba było do morza zanieść, bo małże, żeby były dobre, muszą się gotować żywe. Jak umierają, to już nie mają siły na zaciskanie muszelki i dlatego się ona otwiera. Żeby się nie pochorować przy owocach morza (jeśli ktoś kiedykolwiek zjadł nieświeżą ostrygę wie, o czy mówię i żadna grypa żołądkowa już mu nigdy nie będzie straszna)to należy jeść tylko te, które mają zamknięte muszelki. W przypadku ostryg - te, które reagują na skropienie sokiem z cytryny. Wiem, że dla wychowanych na totalnie zdewitalizowanych schabowych Polaków brzmi to wszystko jak jakieś straszne barbarzyństwo, ale to tylko dlatego, że większość z nas nigdy nie widziała transportu trzody chlewnej prowadzonego do rzeźni. Pozdrowienia znad bezowej tarty z czerwonymi porzeczkami :)
Genialne :D
--> Dobrawka: a pamiętasz Dzieci z Bullerbyn? Przy tej lekturze prysła moja niewinność - oni tam żywcem gotowali raki...
--> Abnegat: witam Pana Doktora :D
Dzien dobry :)
Pozwolilem sobie umiescic linek w linkowni.
Zazdroszcze lekkosci i podziwiam jakosc :)
Ech! A ja musze diete trzymac :(
PIotr
Gdybym miała wybierać między małżami, a bezową tartą z porzeczkami, to małże byłyby bez szans. ;) Choć już te krewety bardzo apetycznie wyglądają...
Bardzo ciekawy blog, takie googlowe zjawiska to ja lubię. Dodaję do ulubionych :) Niestety, im więcej czytam, tym bardziej mi żal, że odpuściłam Hiszpanię i mieszkam w Warszawie (żeby nie było - lubię to miasto).
Pozdrawiam
Iwona
--> Abnegat: dzięki, w moich linkach jesteś już jakiś czas ;)
--> Piotr: ale one są właśnie bardzo dietetyczne! Podobno...
--> I.nna: dzięki i witaj! Też wpadnę do Was czasem na kawę (pisałam już gdzieś tu, że nie mogę żyć bez kawy...?)
świetny blog:) pozdrawiam serdecznie, zagoszczę na dłużej!
Witaj Allya :)
Prześlij komentarz