czwartek, 6 maja 2010

Niech się mury pną do góry


Och, więc najpierw poszli się najeść.
No, dobrze, może nie najeść, ale coś przekąsić; kawa w kawiarnianym ogórdku, jakaś kanapka, pieczone ziemniaczki, oliwki, plotki. Potem nieśpiesznie wstali od stolików, nie przestając rozmawiać przeszli na miejsce zbiórki. Tu znów rytuał powitań, całusów w dwa policzki, poklepywań po plecach. Colla, czyli grupa ludzi, którzy konstruują castells, ludzkie wieże, jest jak wielopokoleniowa rodzina: najpierw musi się najeść, nagadać, przywitać...


Castells to wieże z ludzi, a ich budowanie jest ponad 200-letnią katalońską tradycją. Pierwsza ludzka piramida stanęła w 1770 r. w miasteczku Valls. Miała sześć kondygnacji. Sięgających dziesięciu metrów konstrukcji nie tworzą jednak zawodowi akrobaci. Po swoich ramionach wspinają się zwykli obywatele: barmani, managerowie z banków, nauczycielki akademickie oraz ich kilkuletnie dzieci i starsi rodzice. Najwyższa zbudowana dotąd wieża miała dziesięć poziomów. Colla z Vilafranca del Penedès, która skonstruowała ją w 1998 r., do dziś pozostaje niepokonana. O grupie z sąsiadującego z Gironą Salt, którą mieliśmy właśnie oglądać, mówiono, że jest przyzwoita, lecz nie mistrzowska. Castells, jaki zapowiedzieli, miał liczyć pięć pięter.


Tym razem to oni się spóźnili. Po prostu, najpierw poszli się najeść. Potem musieli się nagadać. Wreszcie, kiedy zebrał się już tłum, zaczęli obwijać się długimi, czarnymi pasami. Kilkumetrowy pas, zwany faixa, ściska przeponę, chroni kręgosłup i daje oparcie stopom tych, którzy wspinają się wyżej.

A wspinać zaczęli się zaraz potem. Jakiś człowiek z kartką papieru wykrzyczał nazwiska: ty tu, ty tu, a ty tu. Najwięksi i najbardziej nabici ścisnęli się w zwarty krąg. Na nich wleźli trochę lżejsi; stanęli pewnie, podparci w udach i pośladkach przez kilkanaście mocnych rąk. Ledwie spletli ramiona, a w zębach zagryźli kołnierze błękitnych koszul, w drodze wzwyż było już kolejne piętro; tylko migały gołe stopy i łydki. Wreszcie zagrały werble i, zwinne niczym małpki, na sam czubek powędrowały kilkuletnie dziewczynki. Wspinały się w kaskach: kilka lat temu dwunastolatka zmarła po upadku ze szczytu castells... Wieża chwiała się nieco, ci, który stali niżej zacisnęli zęby, ale tym razem wszystko się udało. Dziewuszka, która wylazła najwyżej, z zawadiackim uśmiechem uniosła rączkę - pięciopiętrowa wieża była gotowa.













Potem zaś natychmiast rozpoczęło się złażenie. W dół trudniej - wie o tym każdy, kto chodził po drzewach. Zsunęły się małe dziewuszki, zlazły chude dziewczyny z czwartego piętra, rozmontowały się kondygnacje trzecia i druga. Baza odetchnęła. Facet z kartką obejrzał plany i zarządził reorganizację. Colla z Salt pokazała jeszcze trzy lub cztery inne wieże, wyściskała się i rozwinęła pasy. Po czym znów rozeszła się po knajpach. Na kawę, kanapki i rodzinne plotki.


3 komentarze:

Anonimowy pisze...

;) fajne ;)

Anonimowy pisze...

ah te posladki na ostatnim zdjeciu, meskie prawda?, az sie rozmarzylam..

(KK) pisze...

Męskie :) Co więcej, jak się chce, to można pomóc, jak budują i potrzymać ;))