Do Santo Domingo de Silos pojechaliśmy dla jednej kolumienki. Siedemdziesiąt kilometrów na południe z Burgos, jeden nocleg, jeden dzień z życia. Czy to dużo, żeby zobaczyć zwichrowany słup? Może tak, może nie. Trudno orzec, ile warte jest patrzenie jak wywraca się porządek, a w doskonały ład wkrada się nieusuwalna skaza.
O kolumience wiedziałam od Ceesa Nootebooma. On wiedział o niej ze zdjęcia w książce o sztuce. "Zastanowiło mnie coś w tym okolonym ogrodzie, w tej absolutnej regularności, tym świętym czworoboku. Coś się nie zgadzało - pisał. - Jakaś skaza zakradła się do tego świata, coś było nie tak. Minęła może ledwie sekunda, zanim zauważyłem w czym rzecz, ale to, że się zawahałem, zostało przewidziane przez kogoś sześć wieków wcześniej. Trzy z tych kolumienek są jak pijane, praworęcznie się oplatają, upadają, lecz w ostatniej chwili utrzymują się nawzajem w równowadze (...). Nieskończenie intrygowało mnie, jak ktoś za pomocą tak prostego środka potrafił zachwiać światem".
Nie wiem, czemu trzymają się mnie właśnie takie opowieści. Czemu intrygują mnie zwichrowane kolumienki w zapadłych romańskich klasztorach, czemu jestem skłonna zbaczać dla nich z drogi. Z całej książki Nootebooma naprawdę mocno chciałam zobaczyć tylko dwie rzeczy: złoty kurnik w kościele w Santo Domingo de la Calzada i zwichrowaną kolumienkę z Silos.
Przewodnik był młodym mężczyzną w zapiętej pod szyję koszuli w prążki. Z surową miną pilnował, czy nie rozpierzchamy się po krużgankach, nie używamy fleszy i z uwagą słuchamy, co ma nam do powiedzenia o romańskiej rzeźbie. Być może kołnierzyk koszuli cisnął go w podgardle. W każdym razie zapędził nas nawet do klasztornego podziemia, gdzie na specjalnej wystawie nowoczesna artystka prezentowała ususzone przez siebie liście ziół. Dopiero potem mogliśmy obejrzeć kolumienkę.
Stała w samym środku szeregu. Wydawało się, że wychyla się z niego zaciekawiona, kto nadchodzi. Surowy przewodnik opowiadał coś o stopach Chrystusa na płaskorzeźbie, a my wyglądaliśmy ku kolumience, która także wyglądała ku nam. - ...zmieniają się zdobienia kapiteli. Budowę krużganku przejął inny artysta - powiedział wreszcie przewodnik. - Postanowił oznaczyć miejsce, od którego rozpoczyna pracę, tą oto skręconą kolumną. Składa się ona...
Przestaliśmy słuchać. Kolumienka wiła się i chwiała. Wyglądała jak żart, jak dowcip sprzed paru setek lat. Skąd wziął się w tym czasie, w tym miejscu pośrodku niczego, w tym surowym klasztorze z dala od świata artysta na tyle śmiały, by pośrodku krużganka umieścić mrugnięcie okiem, które miało przetrwać stulecia? Surowy przewodnik nie miał na ten temat nic do powiedzenia. Jedno było pewne: kimkolwiek był ów artysta, on także - jak i my - przebył siedemdziesiąt kilometrów z Burgos dla jednego, zwichrowanego słupa.